Religia i społeczeństwo

LGBT, ideologia i dlaczego NIE idę na kompromis…

W ostatnich dniach przez polski dyskurs społeczny przetacza się kwestia LGBT oraz słów Prezydenta RP, który stwierdził, iż LGBT to ideologia (jeszcze gorsza niż komunizm), a nie ludzie [nagranie w przypisach]. Nie jest to wpis polityczny i nie chciałbym aby ktokolwiek czuł się zachęcony lub zniechęcony do głosowania na pana Andrzeja Dudę. Niemniej jednak ci, którzy chcieliby aby apolityczność oznaczała niezabieranie głosu w ważnych sprawach są największymi zwolennikami aktualnie panującej opcji politycznej, ponieważ oznacza przyzwalanie na to co się dzieje (dobrego lub złego). Zaniechanie, z filozoficznego punktu widzenia, jest aktem (czynem), a więc ten kto postanawia nie zrobić czegoś faktycznie “coś robi”. Z perspektywy biblijnej, zaniechanie czynienia dobra jest grzechem, a przecież brak sprzeciwu wobec zła jest zaniechaniem dobra… 

Kto zaś umie dobrze czynić, a nie czyni, grzeszy (Jk 4,17).

Przejdźmy do pierwszego członu tytułu: LGBT, ideologia… Nie do końca rozumiem dlaczego Pan Prezydent straszy Polaków ideologią. Załóżmy na chwilę, że lesbijki, geje, biseksualiści i osoby transpłciowe to faktycznie ideologia… Dlaczego mam się bać ideologii? Czym ona jest?

 ideologia (…) – pojęcie występujące w filozofii i naukach społecznych oraz politycznych, które określa zbiory poglądów służących do całościowego interpretowania i przekształcania świata [1].

Dlaczego mam się bać ZBIORU POGLĄDÓW? Czy ja nie mam własnego rozumu, aby zapoznawać się z rozmaitymi poglądami i oceniać ich słuszność, skuteczność, prawdziwości oraz wartość etyczną? Czy Polacy nie mogą sami zmierzyć się z jakimiś poglądami i wybrać to, co uznają za właściwe? Bo wychodzi na to, że Pan Prezydent zakłada, iż jego wyborcy nie potrafią myśleć samodzielnie i on musi im powiedzieć, które poglądy są dobre, a które złe. 

Porzućmy jednak tę drogę donikąd… geje i lesbijki są tak samo ludźmi jak osoby heteroseksualne. Teraz czas na prywatę, czyli odniesienie do drugiej części tytułu tego wpisu.

Dlaczego NIE idę na kompromis?

Najłatwiej jest pójść na kompromis, spotkać się w połowie drogi i sprzedać to, w co się wierzy, aby coś zyskać lub czegoś nie stracić. Najłatwiej byłoby mi pójść z nurtem, z narzuconą przez większość narracją, po prostu podporządkować się pod to, co jest modne.

Tym samym jednak popełniłbym grzech, o którym pisał św. Paweł z Tarsu:

Wszystko bowiem, co się czyni niezgodnie z przekonaniem, jest grzechem (Rz 14,23b).

Czy stać mnie na to, aby sprzedać swoje przekonania na rzecz opinii innych ludzi? Jak wytłumaczę się przed Sędzią Wszechświata? Argument z liczby wyznawców danego poglądu? Bo większość tak mówi, to zapewne mają rację przez co zagłuszyłem głos sumienia? 

Co tu jest kompromisem?

W dyskusji na temat LGBT mamy do czynienia z bardzo zamaskowanym kompromisem, którego osoby wierzące w większości zdają się nie dostrzegać. Najłatwiej byłoby mi po prostu się nie odzywać – nie jestem gejem, nie mam w rodzinie osób LGBT (lub o tym nie wiem)… nikt mi niestety nie płaci za to aby stawać po jednej albo drugiej stronie. Ale jak wspomniałem wcześniej jest coś takiego jak grzech zaniechania.

Jeśli toczy się ważna społecznie i przy okazji religijnie dyskusja, która ma faktycznie wymiar etyczny, to niezabranie głosu faktycznie jest zaniechaniem. Jeśli “A” jest prawdą i dobrem, należy opowiedzieć się za “A”, jeśli “B” – za “B”; jeżeli sprawa nie jest oczywista lub rozstrzygalna to tym bardziej należy to zaznaczyć, co może czasami w ogóle rozwiązać spór lub przynajmniej go ostudzić.

Czuję więc, że muszę coś powiedzieć, czy ujmując technicznie: napisać. Jednak musi to być zgodne z moim przekonaniem, a nie z tym co inni by chcieli abym napisał. Jeśli postąpię wbrew sumieniu popełnię grzech wskazany przez św. Pawła w Liście do Rzymian.

Uważam, że chrześcijanie stoją w niezwykle trudnej sytuacji – z jednej strony mają dwa teksty biblijne, które każą potępić akty homoseksualne [2], z drugiej strony uznają się za spadkobierców nauki Jezusa, który wszystkich ludzi traktował z szacunkiem i miłością. To, co się aktualnie dzieje w Polsce w żadnym calu nie jest zachętą do stosowania etyki chrześcijańskiej… Państwo jak i jego urzędnicy powinni zachowywać światopoglądową neutralność, tymczasem wykorzystują takie hasła jak “wartości”, “tradycja” i “chrześcijaństwo” do swoich politycznych celów (zwiększenia poparcia w zbliżających się wyborach prezydenckich).

Aż smutno patrzeć jak szczerze wierzący chrześcijanie dają się nabrać na takie podłe zagrywki, które Jezus skrytykowałby z marszu, podobnie jak krytykował zagrywki polityczne pobożnych Żydów I wieku n.e., którzy również wykorzystywali takie hasła jak “wartości”, “tradycja” czy “Pisma Święte”. Ciekawe jest to, że nawet sam diabeł kusząc Jezusa na pustyni posługiwał się tekstami biblijnymi… 

Moim zdaniem

kompromisem jest stawanie w obronie dwóch tekstów biblijnych kosztem dobra człowieka. Na to nie mogę sobie pozwolić, nie mogę iść na kompromis z tradycją chrześcijańską i większością chrześcijańskich Kościołów, jeśli to oznacza wyrzeczenie się nadrzędnej zasady etycznego nauczania Jezusa, jaką jest drugi, żywy człowiek i jego bezwzględne dobro. 

Wbrew pozorom nie stoimy przed wyborem głosić prawdę lub fałsz, 

stoimy przed wyborem: głosić Prawdę lub czynić Dobro.

Gdy czytam Ewangelię, to widzę Jezusa, który po pierwsze czyni Dobro, a następnie głosi Prawdę, nigdy na odwrót. Jeżeli tzw. “Prawda” nie prowadzi do Dobra, to nie jest prawdziwą Prawdą; jeśli nasza teoria Boga i świata przynosi dyskryminację, cierpienie czy praktyczne ograniczanie praw człowieka, to ta teoria nie jest prawdziwa; przynajmniej nie w mojej religii, która zakłada istnienie Dobrego Prawodawcy i Sprawiedliwego Sędziego.

Dlatego moje chrześcijaństwo nie może iść na kompromis z tym, co przez prawicowych polityków nazywane jest chrześcijaństwem, niezależnie od liczby zwolenników (wyborców, Kościołów i współwyznawców).

[1] https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/ideologia;3913853.html 

[2] Kpł 18,22; Rz 1,26.27. Są również i inne teksty przytaczane w dyskusji na temat aktów homoseksualnych, jednak nie są one tak jednoznaczne, przez co ich przytaczanie jest nadużyciem i manipulacją tekstem. Sprawę tę konsultowałem z moim znajomym biblistą, nie jest więc to tylko moje prywatne zdanie.

6 komentarzy

  • Marek

    Dziękuję za bardzo dobry artykuł, z którym się utożsamiam.
    Natomiast pozostaje pytanie, co dalej w kwestiach szczegółowych, które tu nie zostały poruszone. Na przykład kwestia legalizacji związków homoseksualnych czy adopcji dzieci. Głoszenie prawdy podpowiada mi – nie, to nie są związki popierane przez Boga i Biblię. Czynienie dobra – no właśnie? Dobrem z perspektywy LGBT jest walczyć o ich prawa i legalizację związków i adopcję dzieci. Ale czy to jest wolą Bożą? Nie. Jeśli z kolei stanę po stronie praw dyskryminujących LGBT, to jestem przeciwko prawom człowieka, czyli czynieniu Dobra. Ale przecież związki homoseksualne i adopcja przez nich dzieci, to nie jest czynienie dobra. Czy jest w tej sprawie jakiś kompromis, czy być go nie może? Ciekawy jestem zdania Autora.

  • Sensoholik

    Dziękuję za przeczytanie tekstu i komentarz. Zgadzam się, że kwestia na poziomach szczegółowych nie jest aż tak prosta jak ją przedstawiłem.

    Jeśli jednak pytasz Marku o konkretne rozwiązania prawne, to pytanie czy powinny być one regulowane nakazami religijnymi czy nie? Moim zdaniem, zgodnie z porządkiem nowożytnym (rozdział Kościoła od Państwa; prawa człowieka; tolerancja mniejszości itd.) uważam, że prawo państwowe powinno być umową społeczną wypracowaną na drodze dialogu tak, aby nie dyskryminować żadnej z grup mniejszościowych, niezależnie czy mowa o mniejszościach etnicznych, rasowych, religijnych czy seksualnych i w ogóle żadnych grup społecznych (np. kobiet, które przecież w społeczeństwie polskim nie stanowią mniejszości).

    Jak Kościoły powinny ustosunkować się względem takich achrześcijańskich rozwiązań? Dostosować lub ponosić konsekwencje prawne. W końcu to właśnie czynili pierwsi chrześcijanie w cesarstwie rzymskim – nie chcieli się dostosować, ani nie mieli wpływu na zmianę prawa świeckiego dlatego ginęli na stosach i w Koloseum. Ktoś powie: “Ale dzisiaj jest nas większość w Polsce (nas chrześcijan), dlaczego mamy dostosować prawo do mniejszości?”.

    Z dwojga złego lepiej “być uderzonym w drugim policzek” niż samemu “uderzać”… nie wiem czy to jest dobra odpowiedź, albo prawdziwa; wydaje mi się jednak, że najmniej zła, którą mogę pomyśleć aby pozostać w zgodzie z chrześcijaństwem, które znam i które samo zabiega o wolność bycia innym.
    Pozdrawiam

  • Mike

    Fajny artykuł. Czy jednak prawda pojawia się jedynie po “Dobru” / lub jednie z dobrem jest powiazana? Jeśli prawda nie jest zdefiniowana wcześniej, to kto ustala co jest dobre?
    Myślę że odpowiedzią jest ten werset z Rzymian który przytoczyleś, ale pomyślałem, że i tak zadam pytanie 🙂

  • Sensoholik

    Hej Mike, dzięki za przeczytanie i komentarz.

    Wydaje mi się, że u Boga Prawda i Dobro to jedno i to samo – to On sam. Rozróżnienia następują w naszych umysłach i języku. Dla mnie więc między Prawdą i Dobrem zachodzi zgodność, natomiast w tekście użyłem pojęcia “Prawda” w cudzysłowie, aby powiedzieć o tym, co ludzie uważają za Prawdę. Jeśli jednak Prawda rozjeżdża się z Dobrem to sądzę, że nie jest to Prawda.

    Jeśli istnieje obiektywne Dobro to znaczy, że każdy może dotrzeć do niego na drodze odpowiedniego postępowania metodologicznego. Jednak jeśli powiemy, że tylko ludzie religijni umieją rozpoznać Dobro to trudno twierdzić, że jest ono obiektywnie prawdziwe.

    Jeśli chodzi o tekst z Rzymian to jest on moim zdaniem uwarunkowany przekonaniem filozoficznym św. Pawła, że istnieje coś takiego jak jedna natura ludzka i z tego wyprowadza on etykę. Przekonania filozoficzne nie są jednak częścią Objawienia, a raczej wkładem kulturowym. Tzn. że gdyby ap. Paweł żył dzisiaj i zapoznał się z badaniami naukowymi na temat człowieka (neurobiologia, psychologia, biologia, socjologia) to mógłby mieć inny pogląd na to, co nazwał “naturą” w Rz 1. Oczywiście tego nie wiemy, tzn. nie możemy być pewni, ale jeśli nie możemy być pewni to nie do końca wiemy w jakich dokładnie przypadkach jego słowa mają zastosowanie.

  • Sensoholik

    Janku dziękuję za pytanie. Biblia określa współżycie osób jednej osoby jako grzech (Księga Kapłańska, List do Rzymian). Nie ma za to powiedziane nic na temat orientacji bo w czasach biblijnych nie były takie zjawiska znane/badane. Tak więc autorzy biblijni określają czyn bez wdawania się w jego badanie / analizę i kontekstulizację, natomiast ich ocena jest jednoznaczna (negatywnie).

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *