Dlaczego wierzę w Boga?

Argument ontologiczny. Dlaczego wierzę w Boga? (4)

To* już czwarty (a trzeci merytoryczny) wpis z serii „Dlaczego wierzę w Boga?”. Po wprowadzeniu i zapowiedzi tematyki, opublikowałem dwa artykuły, w których kolejno: (1) omówiłem pojęcie Boga, jakim będę się posługiwał w dalszym wywodzie oraz (2) doprecyzowałem, co mam na myśli, mówiąc o wierze, tzn. o pojęciu wiary. 

Dla przypomnienia — w drugim artykule zaprezentowałem filozoficzną syntezę pojęcia „Bóg”, którą przyjąłem w tej serii. Brzmi ona następująco:

„Bóg w mojej koncepcji filozoficznej to Rozumna Tajemnica, Ostateczna Rzeczywistość, która jest Obiektywną Prawdą i Ostateczną Sprawiedliwością. Ponadto jest (lub może być uważana za) Przyczyną, Zasadą i Celem istnienia naszego świata. Jej istotę można również oddać słowami: Miłość oraz Dobro, które wyznaczają odpowiednio: normę etyczną oraz nadzieję na lepszy świat”

W kolejnym tekście wskazałem na różne konteksty znaczeniowe słowa „wiara” i czasownika „wierzyć”, zaznaczając, że mówiąc o mojej wierze, mam na myśli wiarę filozoficzną, a nie religijną – to znaczy: przekonanie o istnieniu Boga ugruntowane na drodze refleksji rozumowej. Cechuje się ono mniejszym stopniem subiektywnej pewności, mniejszym poziomem szczegółowości oraz wyższym stopniem systematyzacji i ścisłości niż treści wynikające z wiary religijnej.

Innymi słowy, w tej serii artykułów NIE analizuję mojej osobistej relacji z Bogiem ani praktyki religijnej, lecz przyglądam się systemowi przekonań, który można sprowadzić do następującego stwierdzenia: jestem raczej przekonany o istnieniu Boga niż o Jego nieistnieniu (czy też o niemożliwości rozstrzygnięcia tej kwestii).

W niniejszym tekście przechodzę do pierwszego merytorycznego argumentu. Choć poznałem go najpóźniej (w porządku chronologicznym mojego życia), uważam, że jest dobrym punktem wyjścia do dalszych rozważań nad argumentacją wspierającą przekonanie o istnieniu Boga.

Nauczycielu naucz się sam

Nie ma chyba nic bardziej frustrującego niż nauczyciel, który próbuje przekazać coś, czego sam nie rozumie — przynajmniej w kontekście procesu kształcenia. Tak, pamiętam takich nauczycieli z mojego szkolnego doświadczenia. Szczególnie z lekcji matematyki — nawet jeśli nauczycielki (nie dotyczy wszystkich moich nauczycielek matematyki) rozumiały o czym mówią, nikt z klasy nie miał takiego wrażenia… poza nimi samymi rzecz jasna.

Zajmując się dziś argumentacją na rzecz istnienia Boga (ściślej: na rzecz argumentów umożliwiającymi wiarę w Boga), muszę zmierzyć się z argumentem ontologicznym [1], który — choć sądzę, że rozumiem — wciąż nie potrafię w pełni klarownie przekazać. Podobno Einstein powiedział, że jeśli nie potrafisz czegoś wyjaśnić prosto, to znaczy, że sam tego nie rozumiesz. Możliwe, że podejmuję ten temat również z pobudek egocentrycznych – zgodnie z łacińską sentencją cum doceo, disco (ucząc innych, uczę siebie).

Źródła

Jeśli nie sprostam temu wyzwaniu, już teraz odsyłam Czytelniczki i Czytelników do źródeł, które mnie samego przekonały, że przynajmniej coś z tego rozumiem.

Pierwszy raz spotkałem się z tym argumentem w grudniu 2016 roku w książce: „Przewodnik po filozofii religii. Nurt analityczny”, red. J. Salamon, WAM, Kraków 2016 — zawiera ona dwa rozdziały na ten temat [2], wydaje mi się, że wtedy (dla całkowitego nowicjusza) były to dość trudne teksty. 

Aktualnie jestem po lekturze książki „Wprowadzenie do teologii naturalnej” prof. Jacka Wojtysiaka (Fundacja „Dominikańskie Studium Filozofii i Teologii”, Kraków 2013) [3], mogę ją szczerze polecić, zwłaszcza rozdział dotyczący argumentu ontologicznego. 

Dla tych, którzy nie chcą sięgać po książkę, polecam krótki wykład prof. Wojtysiaka podlinkowany nieco wyżej.

Myślenie o słowach

Aby podjąć próbę przedstawienia istoty argumentu ontologicznego, odwołam się do refleksji nad słowami [4]. Zadajmy sobie istotne pytanie: czy słowa mogą objawić nam prawdę o rzeczywistości? Nie chodzi mi teraz o to, czy potrafią one opisać rzeczywistość w sposób wierny. Pytam o ich wartość poznawczą, a NIE opisową — to znaczy: czy słowa mogą odsłonić przed nami jakąś prawdę o rzeczywistości, tak jak teleskop odsłania prawdę o przestrzeni kosmicznej?

Okazuje się, że tak. Oto przykłady podane przez prof. Jacka Wojtysiaka [5]:

  • kwadratowe koło,
  • rzecz zarazem cała czerwona i cała niebieska,
  • nierozciągła rzecz żółta,
  • niemy krzyk.

Analiza tych „słów” (ściślej: pojęć — por. przypis nr 4) dostarcza nam wiedzy o rzeczywistości. Czego konkretnie się dowiadujemy? Przede wszystkim tego, że desygnaty [6] tych pojęć nie istnieją — innymi słowy, są to pojęcia puste. Nie istnieje kwadratowe koło, nie istnieje rzecz jednocześnie cała czerwona i cała niebieska, nie istnieje nierozciągła rzecz żółta ani niemy krzyk.

Zatem — idąc za wskazaniem prof. Wojtysiaka — uważna analiza „słów”, a raczej pojęć, pozwala nam dowiedzieć się czegoś istotnego o rzeczywistości: mianowicie, że pewne byty nie mogą istnieć. Co ciekawe, NIE jest to wnioskowanie oparte na metodzie empirycznej, charakterystycznej dla nauk przyrodniczych (jak fizyka, chemia czy biologia), lecz na metodzie analitycznej — polegająca na precyzyjnej analizie treści pojęć.

Oczywiście, potrafimy używać tych pojęć w języku dzięki jego metaforycznemu charakterowi. Gdy chcemy opisać coś (niemal) niemożliwego lub niedorzecznego, sięgamy po paradoksalne określenie „kwadratura koła”. Wiemy wtedy jednak, że nie mamy na myśli rzeczywistego obiektu, lecz używamy wyrażenia w sposób przenośny, aby wskazać na pewien problem lub paradoks. Pomijając jednak aspekt metaforyczny języka, pojęcia te nie mają realnego sensu – nie istnieje kwadratowe koło.

Podsumowując: analiza pojęć może dostarczyć nam wiedzy o rzeczywistości. Taki właśnie charakter ma argument ontologiczny, w którym filozofowie podejmują się analizy szczególnego pojęcia — mianowicie pojęcia „Bóg”.

Mnich doświadczający halucynacji, że atakują go wilki, uwolniony z obłędu przez św. Anzelma (wikimedia)

Argument ontologiczny

Gdy sięgniemy po podręcznik filozofii religii lub rozprawę doktorską dr. Daniela Chalastawy [7], zauważymy, że zagadnienie argumentu ontologicznego historycznie sięga postaci Anzelma z Aosty (1033–1109), znanego również jako Anzelm z Canterbury — ponieważ właśnie tam pełnił urząd arcybiskupa i tam też zmarł. To właśnie Anzelm, w drugim rozdziale swojego dzieła Proslogion (1077–1078), sformułował słynny dowód ontologiczny (a właściwie: argument), znany również jako ratio Anselmi [8].

Po tym — nieco przydługim — wstępie, warto przejść do konkretu, czyli do treści wspomnianego rozdziału. Dla przejrzystości pominąłem fragmenty, które nie wnoszą istotnych treści dla samego rozumowania [9]:

„Panie (…) jesteś czymś, ponad co niczego większego nie można pomyśleć. (…) A więc także głupi przekonuje się, że jest przynajmniej w intelekcie coś, ponad co nic większego nie może być pomyślane, ponieważ gdy to słyszy, rozumie, a cokolwiek jest rozumiane, jest w intelekcie. Ale z pewnością to, ponad co nic większego nie może być pomyślane, nie może być jedynie w intelekcie. Jeżeli bowiem jest jedynie tylko w intelekcie, to można pomyśleć, że jest także w rzeczywistości, a to jest czymś większym. (…) Zatem coś, ponad co nic większego nie może być pomyślane, istnieje bez wątpienia i w intelekcie, i w rzeczywistości” [10].

Z polskiego na nasze

A nie mówiłem? To chyba najdziwniejszy argument z jakim można się zetknąć na początku filozoficznych rozważań nad istnieniem Boga! Spróbuję przedstawić powyższy wywód w kilku zwięzłych punktach:

  1. Bóg to Byt, ponad który nic większego nie można pomyśleć (Byt doskonały, Byt absolutny).
  2. Można wyobrazić sobie, że taki Byt istnieje jedynie w ludzkim intelekcie (tak jak smoki czy jednorożce).
  3. Jednak miano Bytu Najwyższego należałoby się temu, który istnieje zarówno w intelekcie, jak i w rzeczywistości.
  4. Gdyby Byt najwyższy istniał jedynie jako pomyślany, to można byłoby jednak pomyśleć taki Byt najwyższy, które istnieje niezależnie od myślenia (nie tylko w intelekcie) – z tych dwóch ten drugi byłby faktyczni Bytem najwyższym (bo istniałby nie tylko jako pomyślany, ale również poza ludzkim intelektem).
  5. Zatem Byt doskonały musi istnieć nie tylko w umyśle, ale także realnie, bo w przeciwnym razie nie spełniałby definicji z punktu 1.
  6. A więc Bóg — aby faktycznie można było Go tak nazwać — musi istnieć nie tylko w ludzkim intelekcie, lecz również poza nim.
  7. W skrócie: treść pojęcia „Byt najwyższy”, albo „Byt, ponad który nie może być nic więcej pomyślane” zawiera w sobie konieczność istnienia. 
  8. Jeśli możliwe jest takie pojęcie, to taki Byt nie może nie istnieć.

Słowo wyjątkowe

Domyślam się, że ten argument — przynajmniej na razie — nie przekonał nieprzekonanych. To za mało, by na podstawie samej analizy słów czy nawet pojęć wnioskować o istnieniu (lub nieistnieniu) Boga.

Inaczej jest w przypadku stwierdzenia, że nie istnieje kwadratowe koło — ponieważ zarówno kwadraty, jak i koła to realne figury geometryczne, które potrafimy sobie wyobrazić i opisać. Ich zestawienie w jednym pojęciu ujawnia sprzeczność, a nie głębszą prawdę o świecie.

Właśnie dlatego nawet współczesny Anzelmowi benedyktyński mnich Gaunilon [11] krytykował ratio Anselmi, podając przykład „najdoskonalszej wyspy”. Sam fakt, że potrafimy wyobrazić sobie wyspę największą, najpiękniejszą, najbogatszą w surowce i najbezpieczniejszą dla ludzi, nie oznacza jeszcze, że taka wyspa musi istnieć realnie na oceanie.

Tu jednak dotykamy przypadku granicznego. Anzelm NIE mówi o dowolnym przedmiocie rzeczywistości, który można dowolnie „udoskonalać” w wyobraźni. Mówi o jednym, jedynym Bycie, który przewyższa wszystkie inne — o Bycie Najdoskonalszym w ogóle, nie o najdoskonalszej wyspie czy najdoskonalszym samochodzie. Wyspa czy samochód — z definicji — nie mogą być bytami absolutnie doskonałymi. Wyspa otoczona jest przez zbiornik wodny (co uniemożliwia swobodne przemieszczanie się z wyspy na kontynent), a samochód nie może latać czy pływać. Inaczej mówiąc: nawet jeśli potrafimy pomyśleć „najdoskonalszą wyspę”, to sama kategoria wyspy nie jest najdoskonalszą kategorią. Gdy Anzelm mówi o Bycie Absolutnym, to nie mówi o dowolnym obiekcie, które jest udoskonalony, ale Bycie, który zawiera wszystkie istotne doskonałości – i to w stopniu absolutnym, najwyższym.

Inaczej mówiąc: argument ten działa tylko w jednym, wyjątkowym przypadku — gdy mówimy o szczególnym pojęciu, jakim jest „Byt Najdoskonalszy”, czyli taki, ponad który nie da się pomyśleć nic większego.

I tak jak nieskończoność nie może mieć końca (nie zatrzymuje się przecież na liczbie 1000), tak Byt Absolutny — jeśli tylko jest możliwy — nie może nie istnieć. Wynika to z samej definicji. O ile co do nieskończoności wszyscy się zgodzimy, o tyle drugie twierdzenie — o konieczności istnienia Bytu Najdoskonalszego — nie tylko nie przekonało ateistów, ale wręcz doczekało się obszernej i wielowątkowej krytyki, o której wspomnę w dalszej części.

Krytyka argumentu ontologicznego

Najpowszechniejszy kontrargument wobec rozumowania anzelmiańskiego można streścić jednym zdaniem:
„istnienie nie jest predykatem”. Aby lepiej zrozumieć ten zarzut, warto najpierw wyjaśnić, czym jest predykat.

Jak podaje Słownik języka polskiego PWN [12]:

„w logice tradycyjnej: część zdania, w której się coś orzeka o podmiocie; w logice współczesnej: wyrażenie opisujące jakąś właściwość lub relację”.

Zgodnie z zasadą: powiedz mi – zapomnę, pokaż – zapamiętam[13], posłużmy się przykładem:

Weźmy zdanie: „Słońce jest bardzo jasne”.

„Słońce” to podmiot (czyli to, o czym mówimy), natomiast „bardzo jasne” to predykat (czyli cecha przypisywana podmiotowi).

Przeciwnicy argumentu ontologicznego twierdzą, że „istnienie” NIE może być predykatem – czyli nie może być cechą, którą można dodać do lub odjąć od rzeczy. Istnienie nie jest właściwością rzeczy, lecz warunkiem koniecznym, aby rzecz w ogóle mogła być poznana i opisana, np. pod względem cech czy relacji.

Anzelm rozróżnił „istnienie rzeczy w intelekcie” od „istnienia rzeczy w rzeczywistości”. Jednak dla jego krytyków poprawniej byłoby stwierdzić, że coś, co istnieje wyłącznie w intelekcie, nie jest realnym bytem, lecz jedynie pojęciem, słowem, wyobrażeniem. A zatem: rzecz nie może „nie mieć cechy istnienia”, bo wówczas — po prostu — NIE istnieje.

Wracając więc do argumentu Anzelma — nie da się porównać dwóch bytów: jednego, który istnieje tylko w umyśle, i drugiego, który istnieje również poza nim. Dla krytyków ratio Anselmi pierwszy z tych „bytów” w rzeczywistości nie istnieje, a więc nie można mu przypisać żadnych właściwości, żadnego predykatu — w tym także istnienia (nawet gdyby uznać je za predykat).

Jednym z najbardziej znanych przeciwników argumentu Anzelma był słynny filozof Immanuel Kant (1724–1804), który twierdził:

„‘Istnienie’ nie jest oczywiście realnym orzeczeniem, tzn. pojęciem czegoś, co może dołączać się do pojęcia pewnej rzeczy” [14].

Spróbujmy spojrzeć na sprawę z innej strony.

Kartezjusz (René Descartes, 1596–1650), kontynuator myśli Anzelma, utrzymywał, że Bóg — choćby tylko pomyślany — musi posiadać wszystkie doskonałości[15]. Podobnie jak każdy trójkąt, choćby wyłącznie wyobrażony, musi mieć sumę kątów wewnętrznych równą 180°. Z tego wynika, że istnienie przynależy do istoty Boga — tzn. Bóg nie może nie istnieć, tak jak suma kątów trójkąta nie może być inna niż 180°.

Kant i pozostali krytycy argumentu ontologicznego zakwestionowali jednak to założenie Kartezjusza: że istnienie jest jedną z istotnych doskonałości i dlatego — na mocy samego pojęcia — musi przysługiwać Bytowi Najdoskonalszemu [16]. Ponieważ ta „doskonałość” miałaby być cechą, własnością rzeczy (czyli predykatem), a istnienie — według nich — predykatem nie jest.

Czy można na ten kontrargument odpowiedzieć?

Odpowiedź na krytykę

Profesor Jacek Wojtysiak w swoim tekście (zob. przypis [16]) odpowiada, że wystarczy odpowiednio przekształcić argument, aby nie popaść w trudność związaną z kartezjańską przesłanką, według której istnienie stanowi jedną z istotnych doskonałości, mających z konieczności przynależeć do natury Boga.

Zamiast więc mówić o rzeczy (o Bycie Najdoskonalszym), profesor proponuje, aby mówić o nazwie — „Byt Najdoskonalszy” lub „Byt Absolutny”. W nowej wersji argumentu stwierdza się, że nazwa „byt absolutnie doskonały” nie jest nazwą pustą[17].

Tak jak „kwadratowe koło” jest nazwą pustą — za którą nie stoi żadna realna (ani nawet możliwa) rzeczywistość geometryczna — tak teraz zadajemy sobie pytanie: czy coś stoi (lub może stać) za nazwą „byt absolutnie doskonały”?

Prof. Wojtysiak wprowadza czytelnika na grunt rozumowania modalnego[18], gdzie oprócz klasycznych sądów w trybie oznajmującym (prawda/fałsz) posługujemy się także trybem przypuszczającym (możliwość/konieczność).

Dowiadujemy się przy tym, że niektóre nazwy mogą być puste przygodnie (czyli warunkowo). Przykład: „dinozaury” — dziś ta nazwa jest pusta, ponieważ (zgodnie z obecną wiedzą) dinozaury już nie istnieją. Jednak nie zawsze była pusta — był czas, kiedy istniały, a więc nazwa ta odnosiła się do realnych bytów. To znaczy, że nie jest pusta koniecznie.

Z kolei inne nazwy są puste koniecznie — jak „kwadratowe koło”. Niezależnie od czasu, warunków klimatycznych czy poziomu wiedzy matematycznej, należy stwierdzić, że „kwadratowe koło” to wyrażenie wewnętrznie sprzeczne, które nigdy nie miało, nie ma i nie będzie miało desygnatu. To czysta gra językowa, wyrażająca jedynie paradoks. Nazwa ta jest więc pusta z konieczności (pusta koniecznie).

Dysponując tymi rozróżnieniami, możemy przejść za profesorem Wojtysiakiem do struktury rozumowania:

  • (O8) Nazwa, której treść zawiera wszystkie (i tylko) istotne doskonałości, jest niepusta albo pusta.
  • (O9) Jeżeli nazwa, której treść zawiera wszystkie (i tylko) istotne doskonałości, jest niepusta, to jest koniecznie niepusta.
  • (O10) Jeżeli nazwa, której treść zawiera wszystkie (i tylko) istotne doskonałości, jest pusta, to jest pusta koniecznie.
  • (O11) Nazwa, której treść zawiera wszystkie (i tylko) istotne doskonałości, jest koniecznie niepusta (czyli nie może być pusta) albo koniecznie pusta (czyli nie może być niepusta).
  • (12) Nazwa, której treść zawiera wszystkie (i tylko) istotne doskonałości, może być niepusta, a więc nie jest koniecznie pusta.
  • (13) Nazwa, której treść zawiera wszystkie (i tylko) istotne doskonałości, jest koniecznie niepusta.
  • (O14) Nazwa, której treść zawiera wszystkie (i tylko) istotne doskonałości, jest niepusta [19].

Co z tego wszystkiego wynika? 

Czasami mam wrażenie, że to tylko potok słów, który nikogo do niczego nie przekona 🙂 Z drugiej strony — nie piszę tego, by kogokolwiek do czegoś  przekonywać. Pokazuję po prostu to, co mi daje do myślenia i nad czym nie potrafię spokojnie przejść do porządku dziennego. 

A argument, który wskazuje, że nazwa „Byt doskonały” może nie być pusta, naprawdę do mnie przemawia. Jeśli możliwe jest, że nie jest pusta, to — zgodnie z logiką wywodu — musi pusta niepusta. A skoro tak, to coś musi się za nią kryć — jakaś rzeczywistość, która odpowiada tej nazwie.

I właśnie na tym polega wyjątkowość tego jednego pojęcia (czy też: tej nazwy): że jeśli przypiszemy mu wszystkie istotne (i tylko) doskonałości, to desygnat tego pojęcia nie może nie istnieć.

O czym jest ten argument?

Żyjemy w epoce scjentyzmu, czyli poglądu o prymacie poznania naukowego nad wszystkimi innymi formami ludzkiego poznania. Ma on swoje źródła w modernistycznym optymizmie dotyczącym postępu ludzkości, w nowożytnym empiryzmie oraz w oświeceniowym przekonaniu o wyższości nauk ścisłych nad naukami humanistycznymi.

Nic więc dziwnego, że teoretyczne rozważania nad pojęciami i słowami nie są dziś traktowane poważnie — tym bardziej, gdy w grę wchodzą sprawy najwyższe i wieczne. Bo czy naprawdę da się, poprzez kontemplację definicji pojęcia, którą sami ustaliliśmy, dojść do wniosków na temat tego, co realnie istnieje?

Jeśli dobrze rozumiem argument ontologiczny, to nie tyle mówi on o rzeczywistości jako takiej, ile raczej o konsekwencji myślenia. Żeby go przyjąć, trzeba albo dowieść, albo — przynajmniej — z odrobiną dobrej woli założyć, że język w pewnym stopniu oddaje rzeczywistość pozajęzykową.

Dla większości moich rozmówców ten kierunek rozumowania okazuje się nieoczywisty, nieintuicyjny, a tym samym — mało przekonujący.

Czy z samej możliwości istnienia tego, co najdoskonalsze, wynika konieczność istnienia owego Bytu? Może. Ale nawet jeśli się z tym zgodzimy, to czy oznacza to, że argument ontologiczny rzeczywiście dowodzi istnienia Boga?

Niekoniecznie.

Bóg jaki jest nie każdy widzi

Mówiąc o Bycie — a ściślej: o Bycie Najdoskonalszym — chcielibyśmy (to znaczy: ludzie wierzący chcieliby) jak najszybciej zidentyfikować Go jako Boga. Problem w tym, że o samym Bycie Najdoskonalszym wiemy niewiele. A nawet więcej — należy założyć, że Jego doskonałość mogłaby tak dalece przewyższać naszą niedoskonałość (na przykład w wymiarze poznawczym i intelektualnym), iż nie bylibyśmy w stanie powiedzieć o Nim nic sensownego.

Tymczasem o „Bogu religii” mówi się i pisze całkiem sporo…

Właśnie tutaj widzę największy problem argumentu ontologicznego (a jednocześnie — paradoksalnie — jego siłę). Niedookreślony charakter pojęcia „Byt Najdoskonalszy” jest dla osoby wierzącej zarówno ułatwieniem, jak i utrudnieniem

Z jednej strony: im mniej precyzyjnie zdefiniujemy pojęcie „Boga”, tym łatwiej będzie nam bronić tezy o Jego istnieniu. Z drugiej strony: im bardziej je uogólniamy, tym trudniej dostrzec w nim obraz „Boga religii” — czy konkretniej: Boga biblijnego. A to z kolei może utrudnić nawiązanie z Nim osobowej relacji

Czego nauczył mnie argument ontologiczny?

Dzięki rozważaniom nad pojęciem „Boga”, w które wprowadził mnie Anzelm z Aosty, Kartezjusz i w końcu prof. Jacek Wojtysiak, zrozumiałem, że z logicznego punktu widzenia NIE można wykluczyć istnienia Boga.

Chyba że ktoś chciałby twierdzić, iż nawet najbardziej ogólna forma pojęcia „Bóg” jest wewnętrznie sprzeczna… Dotąd jednak nie spotkałem argumentu, który by przekonał mnie do tezy o niespójności tego pojęcia.

Ponadto zacząłem lepiej dostrzegać wagę i wyjątkowość słowa „najdoskonalszy”. Jeśli to pojęcie jest logicznie możliwe — a nie niemożliwe — i jeśli nie jest wykluczone, że Byt Najdoskonalszy istnieje, to istnieje też realne prawdopodobieństwo, że istnieje naprawdę. A to już wystarcza, by pojawiła się we mnie nadzieja, że istnieje Byt, który można określić mianem „Boga”.

A mając nadzieję, dokładam od siebie odrobinę dobrej woli — i właśnie w ten sposób otrzymuję uzasadnienie wiary na podstawie argumentu ontologicznego.

Czy ten argument mi wystarcza? Nie do końca. 

Dlatego następny artykuł z tej serii poruszy szeroko ujęty argument kosmologiczny. Dopiero te dwa arguementy ujęte razem dają mi sporo do myślenia nad kwestią Boga, tak, że przy najszczerszych chęciach nie potrafię po prostu jednoznacznie zakwestionować mojego przekonania o tym, że Bóg raczej istnieje niż że raczej nie istnieje

Zapraszsam do dyskusji oraz śledzenia dalszych wpisów z serii „Dalczego wierzę w Boga?”. 

(Niniejszy tekst jest syntezą artykułów publikowanych przeze mnie już wcześniej na blogu www.esencja.info – oświadczam, że jestem jedynym autorem ww. artykułów). 

[1] Ontologia (od gr. to on – byt, ontos – będący) – to dział filozofii zajmujący się określeniem tego, co (rzeczywiście) jest, istnieje oraz tego jak poszczególne rzeczy istnieją. W skrócie: ontologia to filozoficzna nauka o bycie; byt natomiast rozumiany jest jako to, co jest.

[2] Są to rozdziały: Dowód ontologiczny św. Anzelma, M. Nowicki, s. 207-218 oraz Dowody ontologiczne po św. Anzelmie: Kartezjusz, krytycy oraz współcześni kontynuatorzy, T. Jarmużek, s. 219-230.

[3] Polecam całą pozycję, jednak w temacie argumentu ontologicznego jest to rozdział: Argument ontologiczny, s. 67-93. 

[4] Dokładniej powinienem powiedzieć o „pojęciach” – tak też będę robił w dalszej partii tego tekstu (oraz w następnych częściach tej serii), ponieważ istnieje zasadnicza różnica pomiędzy tymi dwoma. Pojęcie to reprezentacja rzeczy w umyśle, a słowo jest znakiem tej reprezentacji. Niemniej jednak specjalnie zaczynam od „słowa”, gdyż jest bardziej namacalne – łatwiejsze do wyobrażenia. Słowo albo słyszymy, albo widzimy – możemy je wypowiedzieć, napisać, lub chociażby wyobrazić. 

[5] Zob. Tamże, s. 77.

[6] Desygnat – konkretny przedmiot lub obiekt rzeczywisty (lub możliwy), do którego odnosi się dane słowo, wyrażenie lub znak językowy. 

[7] Zob. D. Chlastawa, Argumenty z przeładowania przeciwko współczesnym modalnym dowodom ontologicznym na istnienie Boga, Zakład Logiki Instytutu Filozoii Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2015.

[8] Zob. Tamże, s. 9.

[9] Cytat za: Tamże, s. 9-10.

[10] Anzelm z Canterbury, Monologion. Proslogion, przeł. T. Włodarczyk, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1992, s. 146.

[11] Zob. D. Chlastawa, Dz. cyt., 12-13.

[12] https://sjp.pwn.pl/szukaj/predykat.html [dostęp: 27.08.2023].

[13] Cytat z Konfucjusza, przytoczony z pamięci. 

[14] I. Kant, Krytyka czystego rozumu, t. II, s. 339 (A 598), za: J. Wojtysiak, Wprowadzenie do teologii naturalnej, Fundacja „Dominikańskie Studium Filozofii i Teologii”, Kraków 2013, s. 73.

[15] Kartezjusz, Medytacje o filozofii pierwszej, przeł. M. i K. Ajdukiewiczowie, S. Swieżawski, I. Dąmbska, Wydawnictwo ANTYK, Kęty 2001, s. 85.

[16] J. Wojtysiak, Wprowadzenie do teologii naturalnej, Fundacja „Dominikańskie Studium Filozofii i Teologii”, Kraków 2013, s. 73.

[17] Tamże, s. 75.

[18] Logika modalna – taki rodzaj rozumowania logicznego, w którym dopuszcza się trójwartościowość zdań orzekanych. Tzn., że zdanie może być prawdziwe, fałszywe, lub takie, co do którego nie możemy znać jego wartości (określa się je jako 1/2). W tym sposobie rozumowania bardziej od prawdziwości/fałszywości istotna jest możliwość i konieczność. Więcej na ten temat: W. Walentukiewicz, Logika modalna: analizy dla potrzeb dydaktyki, „Chowanna” 2009, s. 39-46.

[19] Tamże, s. 76-77; [numeracja zachowana oryginalnie – przyp. wł.].

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *