
Religia w szkołach, czyli o troistej kwadraturze koła
Wszystko płynie (gr. pantha rhei), powiedział Heraklit z Efezu. Chyba trudno znaleźć taki obszar funkcjonowania systemu publicznego (przynajmniej w Polsce), który lepiej obrazowałby tę prawdę niż publiczny system edukacji. Co więcej, gdyby chcieć wspomnieć innego mędrca [1]:
To, co było, jest tym, co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie: więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem.
Tak też jest w naszym Państwie, gdy zmienia się opcja rządząca, najszybciej i najwyraźniej wszelkie zmiany widać w Ministerstwie Edukacji Narodowej (które również potrafi zmieniać swoją nazwę i zakres obszarowy).
Od kilku miesięcy w dyskursie publicznym, na styku stref trzech oddziaływań – politycznego, kościelnego i edukacyjnego – dochodzi do napięcia z uwagi na zmiany wprowadzane przez MEN w zakresie organizacji nauczania religii w systemie oświaty.
W tekście tym przedstawię zarys zmian proponowanych przez MEN, scharakteryzuję źródło złożoności sporu o nauczanie religii w szkołach publicznych oraz potrzebę wprowadzenia do szkół edukacji religijnej.
Wszystko płynie
Pierwsze zmiany wchodzą już od września 2024 r., dotkną one zarówno uczniów jak i katechetów. Ci pierwsi nie będą mogli mieć już wliczanej oceny z religii lub etyki do średniej ocen końcoworocznych – uzasadnieniem tego zabiegu jest fakt, iż zarówno religia jak i – aktualnie alternatywna – etyka, nie są przedmiotami obowiązkowymi. Uczeń w każdej chwili roku szkolnego może się na nie zapisać lub z nich wypisać, a według MEN, to wystarczający argument, aby nie traktować oceny z takiego przedmiotu istotnym czynnikiem uśrednionych wyników szkolnych.
Druga zmiana to możliwość łączenia uczniów zgłoszonych przez rodziców do zajęć z religii lub etyki w grupy międzyoddziałowe, lub nawet międzyklasowe. Dodajmy, iż już teraz można tworzyć takie grupy, jeśli w danej klasie uzbiera się mniej niż siedmioro uczniów. Jednak wprowadzana w Rozporządzeniu [2] korekta zmienia liczbę 7 na 28 w klasach szkolnych i 25 w grupach przedszkolnych. Co prawda – jak wskazuje MEN – zapis ten jest fakultatywny, tzn. jego wprowadzenie w życie będzie zależeć od dyrektora placówki, który może, ale nie musi go stosować. Niemniej jednak, należy wziąć pod uwagę, iż dyrektorzy mogą otrzymać sugestie, płynące z organów prowadzących placówki (Urząd Gminy/Miasta), zachęcające do korzystania z nowych możliwości, tym samym ograniczając pensum katechetów i korzystnie wpływając na budżet jednostek samorządowych.
Dla przykładu – tam, gdzie aktualnie istnieją cztery grupy uczniów religii liczące po siedmioro uczniów już w nowym roku szkolnym będzie mogła istnieć tylko jedna grupa, łączona z różnych oddziałów. Zatem z przeznaczonych dotychczas 8 godzin tygodniowo katecheta otrzyma wymiar 2 godzin na tydzień, przeznaczonych dla jednej grupy liczącej 28 uczniów. Nic dziwnego, iż środowisko katechetów (a szerzej: kościelne) zgłasza swoje niezadowolenie. Co więcej, grupy będą mogły być łączone nie tylko „w poziomie”, ale również „w pionie”, tj. między klasami starszymi i młodszymi. Dla szkoły podstawowej podział ten przedstawia się następująco: 1-3 klasa, 4-6 klasa oraz 7-8 klasa. Dodajmy, że początkowy projekt zmiany Rozporządzenia zakładał możliwość łączenia uczniów w grupy wedle etapów edukacyjnych, tj. klasy 1-3 oraz 4-8; jednak sprzeciw strony kościelnej, uzasadniony z pedagogicznego punktu widzenia, doprowadził do podziału II etapu edukacyjnego na dwa (jw.).
Natomiast za rok, od września 2025 r. – jak zapowiada MEN – pensum katechetów zostanie ograniczone do 1 godziny tygodniowo. Uzasadnieniem tej zmiany jest – jak wskazała na spotkaniu z przedstawicielami Kościołów i związków wyznaniowych Wiceministra Pani Katarzyna Lubnauer – racjonalizacja procesu kształcenia. Okazuje się, iż biorąc pod uwagę sumę godzin nauczania religii przez wszystkie lata w polskim systemie oświaty, uczniowie więcej czasu poświęcają na naukę religii niż naukę biologii, chemii, fizyki i geografii razem wziętych (!).
I na tym tle powstaje kontrowersja na gruncie Kościołów – katecheci (szczególnie Kościoła Rzymskokatolickiego, ale i w niektórych regionach kraju Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego czy Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego) niejednokrotnie byli zatrudnieni na pełen etat nauczycielski – można zatem założyć, iż ta praca stanowiła dla nich źródło utrzymania. Nauczyciele, którzy ukończyli odpowiednie studia, mają za sobą niemały staż pracy oraz zdobyli odpowiednie stopnie awansu zawodowego staną niejednokrotnie przed zmierzeniem się z kryzysem zawodowym i wyzwaniem przekwalifikowania się.
W podobnej sytuacji są wyższe uczelnie kościelne, które wypracowały przez ponad 30 lat system kształcenia katechetów oraz program katechezy (kadry akademickie, kierunki i specjalności katechetyczne, programy kształcenia katechetów, programy nauczania w szkołach dla poszczególnych etapów edukacyjnych, materiały dydaktyczne, podręczniki itd.).

Troista kwadratura koła
Jak wspomnieliśmy, nauczanie religii w szkołach publicznych jest problemem wspólnym dla (przynajmniej) trzech dziedzin życia społecznego i to problemem na ten moment nierozwiązywalnym – niczym problem kwadratury koła.
W naszym przypadku wspomniana kwadratura nabiera kształtu (co najmniej) trójkątnego, zakreślając takie obszary jak:
- Obszar edukacyjny: dobro ucznia, możliwości organizacyjne szkoły, efektywność i racjonalizacja procesu kształcenia;
- Obszar działalności kościelnej: prawo zapewnione Kościołom do realizowania nauki religii w zakresie publicznego systemu oświaty (Konkordat oraz ustawy regulujące sytuację prawną zalegalizowanych Kościołów i związków wyznaniowych), interes Kościołów, dobro katechetów i wyzwania pod względem prowadzonej przez Kościoły katechezy;
- Obszar polityczny: tarcia społeczne pomiędzy osobami deklarującymi otwarcie przynależność konfesyjną (szczególnie do Kościoła Rzymskokatolickiego, który Polsce pełni funkcję większościowego), a osobami bezdenominacyjnymi, ateistami, agnostykami lub po prostu zwolennikami całkowitego rozdziału Kościoła od Państwa.
Moglibyśmy jeszcze wspomnieć o aspekcie prawnym (prawo do nauczania religii vs. ochrona przed dyskryminacją osób nieuczęszczających na zajęcia religii Kościoła większościowego lub w ogóle na zajęcia religii), a także o wymiarze wychowawczym (pozytywny a negatywny wpływ katechezy na wychowanie religijne, względnie: wychowanie moralne, młodzieży), które w swojej istocie łączą się odpowiednio z drugim i pierwszym obszarem wymienionym powyżej.
Niezależnie jednak od wprowadzanych przez MEN zmian, oczekiwań społecznych, stanowisk Kościołów czy też wiedzy pedagogicznej, fakt jest aktualnie taki, że nauczanie religii w szkołach musi pozostać, przynajmniej dopóki nie zmieni się umowa między Rzeczpospolitą Polską a Stolicą Apostolską (czyli Konkordat). Na to się jednak nie zapowiada – a szkoda – ponieważ zmiana Konkordatu może się dokonać jedynie za zgodą obydwu stron, na co zapewne nie mamy co liczyć.
Jak już się zdradziłem, pisząc powyżej „a szkoda”, jestem zwolennikiem usunięcia nauczania religii (w formie katechezy) ze szkół publicznych. Niemniej jednak jestem równie przekonany, że edukacja religijna jest niezbędna i winna być wprowadzona w formie religioznawstwa, religiologii lub filozofii religii. Poniżej przedstawiam kilka argumentów.
Edukacja religijna jest ważna
Niezależnie od tego, czy komuś się to podoba, czy też nie, religia od tysiącleci pełni ważne funkcje społeczne i kulturowe na wszystkich zamieszkałych przez człowieka kontynentach. Nie dokonuję teraz oceny zjawiska religii jako takiego, wskazuje jednak na jego nieusuwalną istotność. Zatem całkowite przemilczenie kwestii religii przez system edukacji – jedynie z powodu błędnie przyjętego modelu realizowania nauki religii – jest nie tylko niezrozumiałe, ale i niedopuszczalne.
Istnieje bardzo wąski odsetek społeczeństwa, który podchodziłby w sposób całkowicie obojętny, neutralny i apatyczny do zagadnień religijnych lub antyreligijnych. Większość zdeklarowanych ateistów i agnostyków posiada pewną otwartość na wiarę, o ile tylko udałoby się ustalić jakąś niesprzeczną i prawdopodobną wizję Boga. Wojujący ateiści również nie są obojętni na religię – uważają, że jest ona efektem ubocznym procesu ewolucji, w tym momencie już zupełnie niepotrzebnym, a nawet hamującym rozwój cywilizacji i zniewalającym człowieka zjawiskiem. Jedni i drudzy mieliby wiele do powiedzenia (lub chociaż wysłuchania) podczas zajęć edukacji religijnej, która mogłaby być realizowana w formie religioznawstwa i/lub filozofii religii.
Z kolei ludzie wierzący oraz wierzący religijnie mieliby szansę poznać argumenty swoich oponentów oraz konkurentów, a także możliwość wzmocnić własną tożsamość filozoficzną. W ten sposób – nabywając kompetencji językowych z obszaru religii oraz stykając się (choćby w podręczniku) z innymi poglądami – religijni i wierzący mogliby nauczyć się większej tolerancji względem siebie nawzajem oraz znaleźć punkty wspólne do współpracy, które tak bardzo potrzebne są współczesnemu społeczeństwu europejskiemu. Ponadto istnieje duże prawdopodobieństwo, iż wierzący umieliby lepiej zrozumieć niewierzących, a także inaczej wierzących – i odwrotnie, sami mogliby być lepiej zrozumiani przez pozostałych.
Być może nierozwiązywalny problem nauczania religii zniknie niejako sam – z powodu braku zainteresowanych. Pytanie jednak, czy Europa w dobie islamizacji oraz sekularyzacji, odrodzenia się wierzeń rodzimowierczych, kryzysu religii instytucjonalnej przy jednocześnie ciągle żywej potrzebie duchowości, nie potrzebuje namysłu nad tym, co zwiemy religią oraz jej brakiem? Religioznawstwo i filozofia religii stanowiłyby dobrą odpowiedź systemu edukacji na dotychczasowe „niewypały” związane z katechezą w szkołach.
Pytanie jednak kto w Państwie jest w stanie zrobić tak poważną rewolucję, aby zmienić umowę międzynarodową ze Stolicą Apostolską, Konstytucję RP przynajmniej w Artykule 53., sprzeciwić się Kościołom – szczególnie temu większościowemu, ale nie tylko – wprowadzić obiektywne nauczanie religii i filozofii do szkół, opłacić i zorganizować kadrę dydaktyczną?
Posłowie
Powyższy tekst powstał przede wszystkim jako wyraz moich służbowych zainteresowań zagadnieniem nauczania religii, jako że od października ubiegłego roku mam przywilej pełnić funkcję Dyrektora Sekretariatu Edukacji przy Zarządzie Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego w RP, co oznacza, że jestem oddelegowany do kwestii związanych – między innymi, bo nie jedynie – z nauką religii organizowaną w publicznym systemie edukacji.
Z tego też powodu w czwartek 14.06.2024 uczestniczyłem w spotkaniu konsultacyjnym w Ministerstwie Edukacji Narodowej wraz z przedstawicielami Kościołów i związków wyznaniowych, mających uregulowaną z Państwem sytuację prawną. Wraz ze mną – z ramienia mojego Kościoła – uczestniczył również pastor Andrzej Siciński, Dyrektor Sekretariatu Spraw Publicznych i Wolności Religijnej przy Zarządzie Kościoła oraz dr Beata Gebel, moja nieoceniona współpracowniczka i poprzedniczka w Sekretariacie Edukacji (w poprzednich kadencjach). Ministerstwo reprezentowała Pani Wiceministra Katarzyna Lubnauer.
Tydzień później, wraz z moimi kolegami pastorami – Mariuszem Maikowskim i Radosławem Bojko – uczestniczyliśmy w nagraniu programu KomPas (Komentarz Pastorów), gdzie tematem naszych dyskusji była właśnie aktualna sytuacja związana z nauczaniem religii w publicznym systemie edukacji (link powyżej).
[1] Księga Koheleta 1,9.
[2] Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 14 kwietnia 1992 r. w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w szkołach publicznych.


teksty powiązane

Spacer z PSYjacielem – audycje radiowe live
16 grudnia, 2024
Dlaczego nie wystarczają mi odpowiedzi religijne? Wyznania Sensoholika (2)
21 czerwca, 2025